poniedziałek, 27 października 2014

XVIII Festiwal Piosenki Religijnej na Orawie "Stabat Mater"

 To już XVIII edycja. Już osiemnaście lat Orawa pokazuje, że piosenka religijna może świetnie funkcjonować także poza obszarem stricte sakralnym. Oczywiście, jak to z każdą imprezą tego typu bywa, dzieje się to raz z mniejszym, raz z większym powodzeniem. Zależy to głównie od wykonawców, ich poziomu i wykonywanych utworów. Przede wszystkim, ale nie tylko. Orawski Stabat Mater jest jedynym znanym mi wydarzeniem, w które aktywnie zaangażowana jest młodzież. Co roku kilkadziesiąt młodych osób z liceum aktywnie tworzy atmosferę festiwalu swoim zaangażowaniem i młodzieńczym entuzjazmem pokazując widzom, że muzyka religijna nie jest statyczna i patetyczna.

Tegoroczna edycja festiwalu sprostała pod względem programowym swoim poprzedniczkom. Na scenie zaprezentowało się 32 wykonawców, czyli liczba bardzo podobna ilości wykonawców w poprzednich latach. Zasadniczo nagrody przyznawane były w dwóch kategoriach wiekowych: dziecięcej (do lat 14) i młodzieżowej. Osobno w tych przedziałach oceniano także zespoły i solistów.

Co jakiś czas, czasami kilka lat z rzędu, czasami raz na kilka lat pojawia się uczestnik tak ponadprzeciętny, że jego zwycięstwo jest pewne już w momencie przesłuchań. Takimi zespołem był choćby zespół Cantito w 2008 roku czy Avetki w 2007. Tegoroczna edycja festiwalu Stabat Mater nie wyłoniła raczej takich wyraźnych zwycięzców, tak więc do momentu werdyktu jury trudno było ocenić wynik obrad.

Rolę przewodniczącego jury pełnił Marek Ciesielski. Towarzyszyli mu Krzysztof Staszkiewicz i Konrad Sowiński. Ich decyzją przyznano wszystkie nagrody główne oraz trzy wyróżnienia. W kategorii solistów dziecięcych wygrała Julia Jarząbek, następne dwa miejsca zajęły kolejno Wiktoria Żółty i Martyna Plewa. W tej też kategorii, ale wśród młodzieży i dorosłych, pierwsze miejsce zajęła Klaudia Milaniak, drugie Eliza Kania, trzecie natomiast Sylwia Zelek. Wśród zespołów i chórów dziecięcych najlepsza okazała się Sta Allegro ze Skawy. Skrzypaczce tego zespołu, Magdalenie Dziechciowskiej, przyznano także szczególne i w pełni zasłużone wyróżnienie. Kolejne nagrody powędrowały do Jagódek z Marcówki i Chóru Orawskiej Szkoły Muzycznej z Jabłonki. W tej kategorii przyznano także dwa wyróżnienia: dla Słonecznych Nutek z Rabki i Chóru Orawskiej Samorządowej Szkoły Muzycznej I Stopnia w Jabłonce. W ostatniej z kategorii, obejmującej zespoły i chóry młodzieży i dorosłych, najwyższe miejsce zajął Chór Liceum i Gimnazjum Sióstr Prezentek w Krakowie, na kolejnych uplasowały się bardzo energiczny Stay Loud z Lipnicy Małej oraz Sancta Trinitas z Czarnego Dunajca.

Co roku są także wykonawcy, zwłaszcza wśród dzieci, dla których powinna powstać specjalna kategoria, w której oceniałoby się wszystkie pozostałe pozamuzyczne elementy, takie jak entuzjazm, naturalność i sceniczny wizerunek. Są to bowiem zespoły, które śpiewają poprawnie, ale nie są na tyle ponadprzeciętne, by zająć któreś z wyższych miejsc. Wyróżniają się jednak w każdym innym względzie i aż dziw bierze, że muszą być oceniane przez jury w tych samych kategoriach co reszta. W tym roku moją absolutną sympatię zdobył zespół Jaferki z Koszarawy. Grupa dziewczynek ubrana w bardzo starannie odtworzone stroje ludowe, o dziwo dostosowane do wieku, a nie będące mniejszą kopią stroju noszonych przez starsze dzieci, nastoletnie panny albo nawet mężatki. Do tego każda dziewczynka miała założone wełniane, a nie bawełniane skarpetki, przez co wyglądały jak żywcem wyjęte z końca XIX wieku. Jaferki zaśpiewały dwa utwory z ludowego repertuaru w sposób tak naturalny i szczery jak tylko dziecko potrafi. Nie mogło być na sali nikogo, kto choć przez chwilę nie uśmiechał się pod nosem. 

W niedzielę, dniu ogłoszenia wyników i koncertu laureatów, wystąpił także chór Padányi Katolikus Iskola z Veszprém złożony z dzieci i młodzieży, uczniów katolickiej szkoły w tej węgierskiej miejscowości. Ich obecność na festiwalu była wynikiem wymiany międzyszkolnej z Gimnazjum i Liceum Sióstr Prezentek w Krakowie. Krótki występ chóru zakończył się wspólnym wykonaniem dwóch pieśni przez obydwie zaprzyjaźnione placówki – na jednej scenie spotkały się dwie różne kultury, tradycje i języki. Występ ten, zapewne przypadkowy i niezaplanowany przez organizatorów, stał się doskonałym dopełnieniem festiwalu, niosąc przesłanie, iż muzyka, także religijna, łączy nawet to, co pozornie wydaje się nie do połączenia.

Jednak nie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Z reguły potknięcia zdarzyć mogą się zawsze, tutaj jednak mogło to położyć całą imprezę. Festiwal całkowicie został pozbawiony narracji. Były niezbędne ogniwa, ale nie zwrócono uwagi na to, żeby je połączyć. Na scenie panował chaos. Prawie żaden zespół czy solista nie został stosownie przedstawiony w czasie przesłuchań, to też przełożyło się, że widz był tylko widzem, nie kimś zaangażowanym. Osobną kwestię stanowili konferansjerzy. Jedynie w niedzielę zadbano, by na scenie pojawiła się osoba kompetentna. W dni przesłuchań wykonawców zapowiadały osoby najwyraźniej nieobyte z publicznym występowaniem, które do tego chyba ani razu nie przeczytały tekstu i do tego nie potrafiły improwizować. Ten brak swobody powiększał tylko dystans między widzem a sceną. Przyłożono się jedynie do koncertu finałowego, zupełnie zapominając, że przesłuchania także są otwarte dla publiczności i również stanowią o festiwalu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz